List 2 Zwiedzanie Paro

   
Wpisany przez Elżbieta Migdał  
Poniedziałek, 25 Sierpień 2014 01:00

Kochana Pani Alicjo,
 
Dzisiaj po bardzo obfitym śniadaniu - o zgrozo chyba nie schudniemy!!!! a tak na to liczyłam, wyruszyłyśmy na zwiedzanie świątyń. Na śniadanie zjadłyśmy najpierw musle z mlekiem, a później jajka z tostami i ziemniakami oraz owoce, sok i kawę, zdecydowanie zrezygnowałyśmy z przysmażonego bekonu.
 
Rano trochę padało, ale nie musiałyśmy ubierać peleryn - taki niegroźny deszczyk. Pojechaliśmy do muzeum, zresztą bardzo ciekawego. Zgromadzone eksponaty zostały po 2011 roku przeniesione do innego budynki po trzęsieniu ziemi o sile 6 stopni, które miało miejsce właśnie wtedy. Muzeum mieściło się wtedy w wieży strażniczej znajdującej się powyżej fortu, teraz wieżę odbudowano, ale eksponaty pozostały dalej w zastępczym budynku.
 
Wieża i Fort w przeszłości chroniły Bhutan przed inwazją  z Tybetu. W muzeum zobaczyliśmy maski używane do rytualnych tańców czam - wyświetlano również film przedstawiający tańce - my miałyśmy szczęście i będąc w Ladakhu mogłyśmy zobaczyć tańce na żywo, następna sala to thanki, później różne misy i narzędzia z brązu, bardzo ciekawa była dalsza część przedstawiająca budowę skał i żyjące w różnych rejonach  Bhutanu zwierzęta, ptaki, motyle oraz rosnące rośliny, a prezentacja telewizyjna pokazała życie zwierząt w naturalnym środowisku. Z muzeum zjechaliśmy do Fortu - obecnie siedziby administracji regionu i sądu oraz świątyni. Patrząc z naszego hotelowego balkonu, wydawało się, że jest to jeden budynek, jednak okazało się, że jest to wieża otoczona budynkami.
 
Musiałyśmy ubrać bluzy z długim rękawem, a nasz przewodnik przewiązał się białą szarfą. Budynek robi ogromne wrażenie, przemieszczający się urzędnicy w narodowych strojach sprawiają, że czujemy się jakbyśmy cofnęli się w czasie. W świątyniach nie wolno robić zdjęć. Praktycznie w tej niewiele było - drewniana podłoga, na której podczas modłów siadają mnisi, wymagające odnowienia malowidła na ścianach zasłonięto wielkimi tkaninami - godnym uwagi okazał się ołtarz z zabytkowymi figurami.Nasz przewodnik pomodlił się o przebaczenie - składając ręce i dotykając czoła, żeby przeprosić za złe uczynki, ust za złe słowa i serca za złe intencje, następnie ukląkł i głową dotknął ziemi, żeby potwierdzić swoją wolę poprawy, my stojąc w milczeniu pomodliłyśmy się o dobrą pogodę.
 
Z Fortu zeszliśmy na zabytkowy most i dalej do sklepu, gdzie sprzedawane i malowane są thanki. Malowidła okazały się bardzo drogie i zadowoliłyśmy się jedynie oglądaniem. Kolejny punkt programu to lunch, ale wcześniej zajrzałyśmy do licznych sklepów dla turystów w Paro rozłożonych w budynkach wzdłuż głównej i jedynej ulicy w tym mieście.
 
Lunch - bardzo smaczny składał się z licznych warzyw, w tym kalarepy w serze i kurczaka w niezwykły sposób podzielonego na 1000 części wraz z kośćmi - ta sztuka kulinarna budziła zawsze nasz podziw w azjatyckich krajach. Po lunchu wyruszyliśmy do najstarszych świątyń w okolicach Paro.
 
Kyichu Lhakhang - świątynia z 7 wieku, a w niej odciśnięte stopy świętego mnicha, który modlił się tak żarliwie, że gdy odszedł w miejscu, gdzie stał, powstał w drewnie ślad po jego stopach - naturalnie stanęłyśmy w tym miejscu. Świątynia była odwiedzana przez licznych miejscowych buddystów, którzy modląc się, kręcili młynkami modlitewnymi, przesuwali paciorki różańca, wszystkim towarzyszyły wszechobecne psy. Przy tej świątyni znajduje się miejsce do kremacji zwłok.
 
Przez uprawne pola ryżu pojechaliśmy do kolejnej świątyni - Dumtse Lhakhang, tym razem z 15 wieku, obeszliśmy ją dookoła zgodnie z ruchem wskazówek zegara, kręcąc zamontowanymi we wnęce w murze młynkami. Zaciekawiła nas ogromna ilość małych stup wyglądających jak małe babeczki, rozłożonych między młynkami, na daszkach przykrywających młynki - okazało się, że są to ludzkie prochy po kremacji połączone z gliną i uformowane w postaci 108 małych stup, po czasie stupy te przenosi się na daszek, a następnie wynosi się je w góry. Wnętrze świątyni okazało się ciemne i tylko dzięki latarce zobaczyłyśmy poszczególne kondygnacje, wchodząc po drewnianych drabinach - każda kondygnacja była inaczej umalowana i przedstawiały piekło, ziemię i niebo. Po wprowadzeniu elektryczności wiele starych świątyń spłonęło od niesprawnej instalacji, wcześniej nie zaszkodziły im palące się lampki maślane.
 
Po zwiedzaniu wróciliśmy do naszego hotelu na odpoczynek, popijając herbatę z przywiezioną z Polski cytryną, zachwycałyśmy się widokiem pięknej doliny Paro. Czas na kolację.
 
Jutro wyruszamy do świątyni Tiger's Nest - spore podejście.
 
Pozdrawiamy Ela, Jola i Irena.
Mimo ogromnych starań nie udało mi się dołączyć zdjęć- nie wiem w czym tkwi problem.

List 2 Zwiedzanie Paro 0 out of 5 based on 0 ratings.