Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Ten, co nie skacze, jest Tayyip. Melodia Blizny


"Ten, co nie skacze, jest Tayyip. Melodia Blizny." – echo wciąż niesie się ulicami Stambułu, a ja, jak cień, wracam na plac Taksim. Metalowe bariery – zimne, niezłomne – dotykam ich, jakbym szukała śladów tamtych dni, śladów buntu, który próbował rozbić betonową skorupę milczenia.


Pytam straganiarzy, przechodniów, nawet policjanta, którego spojrzenie jest równie ostre jak krawędzie tych metalowych konstrukcji. „Po co one?” – słowa zawisają w powietrzu, a odpowiedzią jest cisza. Cisza, która jest gęstsza niż dym z ulicznych grillów. Każdy odwraca wzrok, mówi, że jest „nie stąd”, że „nic nie wie”. Jakby wspomnienia miały zakaz wjazdu na ten plac.
Wracam do obrazów z 2013 roku, tych z poszarpanych relacji w telewizji. Taksim, park Gezi.

Twarze zatarte, ale gesty – te są wyraźne. Dłonie zaciśnięte na gałęziach, ciała drżące w rytm skoku. Nie taniec, lecz bunt. Nie melodia, lecz sejsmiczny wstrząs. „Zıplamayan Tayyip'tir”. Ten, co nie skacze, jest Tayyip. Słowa jak rysy na szkle, ostre i niepokojące.


Ten, co nie skacze… stoi nieruchomo, jak posąg, jak marmurowy dyktator w betonowej klatce. On nie rozumie drżenia ziemi, nie czuje pulsu gniewu. Boi się, że skok jest aktem anarchii, że rytm ludzkich ciał może rozbić jego iluzję władzy.
A ja stoję tu, na Taksim, teraz. Wśród tych metalowych barier, które tną powietrze jak żyletki, odbijając blask policyjnych reflektorów. Plac jak scena po makabrycznym spektaklu, gdzie aktorzy stali się duchami, a dekoracje – kajdanami. Skok. Akt niepokory. Próba odzyskania skradzionego terytorium.

Władza myślała, że zbuduje fortecę ze stali i strachu. Zapomniała, że gniew ma rytm, a ludzkie ciało jest sprężyste.
Mężczyźni, kobiety, starcy i dzieci – skakali. Nie dla zabawy, lecz z uporu. Bo skok to wolność. Skok to opór. Dowód na to, że ich nie złamano. A metalowe bariery Taksim były świadkami tej przedziwnej symfonii wolności w mieście, w którym wolność dusi się w betonowych objęciach.

„Po co te bariery?” – pytam w myślach, a odpowiedź jest równie prosta jak akt skoku. Boją się. Boją się ludzkiego ciała, jego siły, jego rytmu. Boją się, że skok jest wirusem, który rozprzestrzeni się po całym mieście. I mogą mieć rację.
A ja wciąż tu wracam. Przechodzę przez plac Taksim, jakby nogi same mnie tam prowadziły. Ciekawość? Może. A może próba zrozumienia, dlaczego te metalowe bariery wciąż tam stoją. Układane w stosy, jakby czekały na kolejny akt dramatu. I choć nikt już nie skacze, echo tamtych dni wciąż odbija się od betonu.

Rytm gniewu za metalowymi kratami: Powrót na plac Taksim 0 out of 5 based on 0 ratings.