List 8 Bumtang - Piękna Dolina (Bhutan)
Wpisany przez Elżbieta Migdał
Piątek, 05 Wrzesień 2014 01:00
Bumtang- piękna dolina i słoneczna pogoda, jest wspaniale. Po śniadaniu wyruszamy na zwiedzanie- w torebkach mamy niezawodne peleryny, ale kierowca zapewnia nas, że dzisiaj nie będzie deszczu, więc peleryny zostają w aucie. Jedziemy do świątyni zbudowanej przez Pema Lingpę. Ten bardzo ceniony w Bhutanie lama urodził się jako bardzo biedny chłopiec, nie chodził do żadnej szkoły, zajmował się pilnowaniem krów i zbieraniem grzybów.
Pewnego dnia spotkał w lesie człowieka z jednym okiem, który był posłańcem Guru Rinpocze. Kazał on Pemie Lingpie pójść nad brzeg rzeki i z głębiny wyłowić ukryte skarby – zrobił jak mu kazano – wyłowił księgi z naukami Guru, a ponieważ nie potrafił czytać nie mógł z nich skorzystać. Poszedł do świątyni i tam medytował, a we śnie zabrał go Guru Rinpocze do krainy, gdzie wszystkiego się nauczył. Ludzie którzy go znali wcześniej mówili, że wstąpił w niego demon. Poszedł więc Pema Lingpa ponownie nad rzekę, zabrał ze sobą lampkę maślaną, zebrało się sporo gapiów. Powiedział zgromadzonym, że ponownie zanurkuje po ukryte na dnie skarby i zabierze ze sobą lampkę maślaną, jeżeli lampka zgaśnie, będzie to znak, że opętał go demon, jeżeli będzie się nadal paliła, to znak, że ma czyste serce. Po pewnym czasie wypłynął ze skarbami pod pachą i palącą się lampką maślaną.
Ludzie uznali, że ma czyste intencje. Pema Lingpa zbudował świątynię i sam ją pięknie udekorował malowidłami na ścianach - zachowały się do dzisiaj. W tej świątyni w krużgankach leży kolczuga wykonana przez dziadka Pemy Lingpy, nigdy nie była użyta w walce, służy do pozbycia się grzechów. Każdy może ubrać kolczugę na plecy – waży 25 kg i z tym ciężarem 3 x (albo więcej) okrążyć świątynię wewnętrznym krużgankiem- nasz przewodnik dzielnie 3 x podążył dookoła świątyni, a my przyglądałyśmy się XVI wiecznym malunkom na ścianach- robią ogromne wrażenie. Na dziedzińcu świątyni młodzi mnisi ubrani w specjalne fartuchy czyścili wypalone już lampki maślane.
Teraz spacer do kolejnej świątyni. Idziemy przez wieś, ludzie uśmiechają się do nas, nasz przewodnik zrywa dla nas po gałązce obsypanej małymi czerwonymi owockami – okazały się bardzo smaczne. Ścieżka prowadzi nad rzekę, idziemy wśród krzaków marihuany, lebiody i pokrzyw, na polach różowi się kwitnąca gryka, a na jednym polu widzimy ryż. Po drugiej stronie rzeki mnisi piorą habity i kąpią się. Dochodzimy do wiszącego mostu obwieszonego modlitewnymi flagami, mostek trzęsie się pod naszymi krokami, nasz przewodnik dzielnie pomaga w kołysaniu mostem. Na drugiej stronie rzeki stoi mały domek, a w nim balia do kąpieli gorącymi kamieniami, wychodzi mężczyzna, a kobiety czekają na swoją kolejkę.
Teraz dochodzimy do kolejnej świątyni – zespołu świątyń Kurjey. Przed wejście na nasz widok panie odsłaniają leżące na ziemi pamiątki i zachęcają do kupna „bhutańskiej wiagry” czyli gąsienicy połączonej z grzybkiem – wykopuje się te rzeczy wysoko w Himalajach, suszy a potem zalewa alkoholem, po 6-12 miesiącach uzyskuje się lecznicze właściwości- należy wypić ten alkohol przed upływem 10 lat. 1 sztuka – taka ładniejsza kosztuje 300 ich pieniędzy czyli równowartość 6 USD.
Przez bramę wchodzimy na duży dziedziniec – na środku stoi biała stupa, obok wysokie flagi modlitewne, a po prawej 3 duże świątynie. W pierwszej znajduje się odcisk ciała guru Rinpocze na skale – świątynia pochodzi z XVI wieku, druga została zbudowana na początku XX wieku, a trzecia poświęcona Buddzie Przyszłości, zawiera też figurę Buddy z Tajlandii i kopię szmaragdowego Buddy w trzech strojach. Najpierw wchodzimy do świątyni drugiej – ogromna postać guru Padma Sambawy, a obok tańczący guru w różnych pozach. Przy wejściu przysłana w XVI wieku figura Guru Padma Sambawy z groźną miną, ponieważ w tamtych czasach nie było telefonów, figura przekazywała wiadomość - niezadowolenie, że Sabdrung zabrał z Tybetu świętą relikwię i wywiózł ją do Bhutanu.
Dawno temu dwaj przyrodni bracia książęta z Indii prowadzili ze sobą nieustanną wojnę o tron. Ojciec wysłał ich w celu zmiany zapatrywań do Bhutanu. I tam nie przestali ze sobą walczyć, starszy brat zginął. Ojciec – król przyjechał do Bhutanu bardzo się zmartwił śmiercią syna i zachorował. Nic nie pomagało – postanowił więc sprowadzić potężnego guru Rinpocze z Tybetu. Guru przyjechał poprosił córkę króla o przyniesienie wody – stworzył z niej 3 kobiety, a sam usiadł na skale i medytował, później zaczął tańczyć i odgonił demona, król wyzdrowiał i wróciła harmonia. W miejscu, gdzie medytował guru Rinpocze pozostał ślad jego ciała na skale, który możemy zobaczyć w pierwszej świątyni- w tym miejscu stoi figura guru . Zaglądamy jeszcze na piętro i stajemy na wysokości głowy guru Rinpocze.
Na otwarcie 3 świątyni musieliśmy jeszcze trochę poczekać – w niej ogromna figura Buddy Przyszłości a obok Budda Przeszłości i Teraźniejszości. Największe wrażenie robi jednak naturalnej wielkości figura Lamy w pozycji siedzącej znajdująca się po lewej stronie ołtarza na tronie dla mistrza – zwątpiłam, czy aby ta postać nie jest wciąż żywa. Opuszczamy zespół świątynny „odcisku ciała” i samochodem jedziemy do kolejnej świątyni – wchodzimy przez małą bramę, następnie w drugiej bramie kręcimy czterema dużymi młynkami. Wchodzimy do świątyni – w centralnym ołtarzu Budda Przyszłości, a przed nim trzy stopnie reprezentujące Buddę Przeszłości- tego stopnia już nie ma, drugi stopień to Budda Teraźniejszości – zakryty do połowy i normalnej wielkości trzeci stopień – Budda Przyszłości.
Z boku sekretna kaplica Kalaczakry – tam nie ma wejścia dla turystów, w drzwiach wisi prawdziwy miecz. Wychodzimy na dziedziniec, na którym odbywają się festiwale – pod koniec października lub na początku listopada. W dzień można zobaczyć taniec czam natomiast o północy w świetle ogniska tańczą nadzy mnisi z maskami na twarzach. Ten taniec jest wykonywany na pamiątkę tańca Pemy Lingpy, budował on świątynię, a w nocy przychodził demon i niszczył wykonaną pracę. Pema Lingpa, gdy zobaczył demona, rozebrał się i zaczął tańczyć, a demon uciekł. Koniec naszego zwiedzania – jedziemy do miasteczka na lunch.
Wszystko ładnie udekorowane, pełno napisów 6.9.2014 startuje o godz. 2.00 wyścig rowerowy do Thimphu – 267 km przez 4 wysokie przełęcze. Strażackim wężem myją ulicę. Spacerujemy po mieście, kupujemy produkowane tutaj piwo Red Panda i też tutaj wyrabiane wino jabłkowe. Wracamy do samochodu. Nie pojedziemy o 2.00 kibicować kolarzom – wracamy do hotelu, odpoczynek, pakowanie i kolacja – jutro wyjazd o 8.00.