List 4 Punakha, Bhutan
Wpisany przez Elżbieta Migdał
Niedziela, 31 Sierpień 2014 01:00
Droga Pani Alicjo,
Wiadomości z pobytu w Thimphu przyślę później. W hotelu w Thimphu był beznadziejny internet i wszystko mi się posypało bo próbowałam wysłać jako wiadomość. Teraz jesteśmy w Punakha - internet tylko na tarasie - dołączam wiadomości z dnia dzisiejszego. Jestem ciekawa czy moje listy do Pani dochodzą
Dzisiaj opuszczamy Thimphu- niebo zasnute chmurami, znowu peleryny muszą być pod ręką. Na szczęście dzisiaj nie musimy mieć długich spodni (albo spódnic których nie mamy!). Śniadanie wybieramy z karty chyba jesteśmy jedynymi gośćmi w naszym hotelu. Dzisiaj trochę oszczędnie –rezygnujemy z jajek. O 5 rano wycieczka tajlandzka opuszczała hotel, ich autobus stanął wprost pod naszym oknem i jak spojrzałyśmy zza firanki spotkałyśmy się oko w oko z facetem ładującym walizki na dach autobusu, trochę pohałasowali i pojechali- obudził nas smród spalin.
Po 9.00 wyruszamy do Punaki, zaczyna padać im wyżej tym deszcz uderza z większą siłą o nasz samochód. Droga w trakcie rozbudowy- na poboczu stoją maszyny budowlane, pełno rozjechanej gliny a miejscami brak nawierzchni – powoli wspinamy się na przełęcz Dochula 3150 m npm. Wszystko spowite gęstą mgłą – ledwo widać 108 stup które przyjechaliśmy zobaczyć, deszcz zaczyna padać coraz mocniej – niebo trochę przejaśnia się. Wchodzimy między stupy obchodząc je zgodnie z wskazówkami zegara, następnie ruszamy do świątyni którą w 2002 roku kazała zbudować królowa matka jako upamiętnienie dzielnych butańczyków którzy zwyciężyli w walce z terrorystami indyjskimi na granicy obu tych państw.
W świątyni powieszone są karabiny tych którzy polegli w walce. Świątynia wewnątrz pięknie wymalowana- dla wygody malunki wykonano na specjalnym papierze i przyklejono do ścian- jest to szybsza metoda niż bezpośrednie malowanie na ścianach. Pod sufitem namalowano po kolei wszystkich królów Bhutanu i na końcu obecną rodzinę królewską. W głównym ołtarzu Budda a obok guru Padma Sambawa i Samdruk który zjednoczył Bhutan. Nauczyłyśmy się już rozpoznawać te postacie.
Wracamy do auta, droga za przełęczą nie posiada już nawierzchni –sama glina miejscami obsunięcia ziemi i skał na drogę – wszystko w trakcie rekonstrukcji. Nasz kierowca ucieszył się z jednej strony że jedziemy w niedzielę i nie będzie stał jak robotnicy będę budowali drogę i zmartwił bo z drugiej strony nie będzie nikogo kto usunie osuniętą ziemię. Wolno i w deszczu dojechaliśmy do świątyni Chime.
W przydrożnej restauracji zjedliśmy lunch: znowu duży wybór i bardzo smaczne jedzenie, kurczak, ziemniaki, ryż, liście paproci, dziwne warzywo, kapusta, przysmażone warzywa. Na deser przyniesiono lody truskawkowe. Deszcz na chwilę ustał i między polami ryżu ruszyliśmy do świątyni.
W oddali widać było świątynię a poniżej niej zgrupowanie domów we wsi – wszystkie zbudowane w tradycyjnym stylu, w niektórych na parterze trzymano jeszcze zwierzęta a pod dachem było miejsce na przechowywanie plonów, gdzie spojrzeć widać pola ryżowe. Przechodzimy przez bramę, mijamy wielki młynek modlitewny przy którym bawili się młodzi mnisi, dochodzimy do dużego świętego drzewa i widzimy już świątynię. Szalony mnich wędrując przez Bhutan z Tybetu w pobliżu przełączy Dochula spotkał młodego chłopca poganiającego przez przełęcz zwierzęta, chłopiec był bardzo zdenerwowany obawiał się bowiem demona mieszkającego na przełęczy który zabijał zwierzęta. Szalony mnich obiecał że przeprowadzi jego zwierzęta i nic im się nie stanie. Wszedł ze zwierzętami na przełęcz, przywiązał zwierzęta do drzewa a sam usiadł na drzewie i czekał, nagle usłyszał śpiew demona który cieszył się na ucztę widząc przywiązane zwierzęta, podszedł blisko do drzewa a na to tylko czekał szalony mnich – zeskoczył z drzewa i pokazał swój olbrzymi członek demonowi. Demon zrozumiał jak ogromną siłę posiada szalony mnich i przemienił się w czarnego psa a następnie zniknął. Na miejscu tego zdarzenia szalony mnich wybudował stupę a później jego kuzyn obok stupy ufundował świątynię do której od tego czasu przychodzą bezdzietne małżeństwa modlić się o potomstwo. Mnisi w tej świątyni błogosławią dwoma członkami z drzewa i kości i łukiem.
W świątyni było pełno pielgrzymów, kręcili młynkami, modlili się trzymając w rękach różańce, okrążali dookoła świątynie obracając młynkami. W świątyni w ołtarzu stała figura szalonego mnich wraz z psem oraz obok figura fundatora tej świątyni, za nimi górowała postać Buddy. Na ścianie wisiał karabin mężczyzny który usiłował obrabować świątynię. Kupiłyśmy zdjęcie wyobrażenia szalonego mnicha, wychodząc zakręciłyśmy olbrzymim młynkiem.
W drodze powrotnej odwiedziłyśmy liczne sklepiki z pamiątkami które znowu okazały się przesadnie drogie. Dojechaliśmy do hotelu – wspaniale usytuowany Meri Puensum Resort, z naszego pokoju rozciąga się wspaniały widok na dolinę, rzekę, pola ryżowe i sosny z długimi igłami. Czas na odpoczynek – pokój olbrzymi –część sypialniana i wypoczynkowa, mały balkonik i wielka łazienka. Na kolacji pełna sala turystów, spotykałyśmy ich po drodze. Internet w tym hotelu tylko na tarasie – na szczęście jest ciepło i nie pada. chociaż właśnie olbrzymi owad wylądował mi na ramieniu. Dzień nam minął bardzo sympatycznie.
Pozdrawiam Ela Migdał