List 5 Punakha
Wpisany przez Elżbieta Migdał
Poniedziałek, 01 Wrzesień 2014 15:31
Dzisiaj pierwszy dzień pory suchej- brzmi jak żart- całą noc padał deszcz ale na niebie pojawiły się fragmenty niebieskiego nieba – może będzie ładnie. Od rana bardzo ciepło – jesteśmy znacznie niżej – 1350 m npm. Śniadanie jak zwykle obfite. Do torebek wkładamy peleryny- do fortecy którą idziemy zwiedzać nie wolno wnosić parasoli.
Wyruszamy do miasta Punakha – dawnej stolicy. Zatrzymujemy się przy średniej szkole do której chodziła żona naszego przewodnika, przed szkołą park i wspaniały widok na Fortecę. Fortecę umieszczono na zlewisku dwóch rzek męskiej z szybszym nurtem i żeńskiej z wolniejszym. Sabdrung znalazł miejsce na Fortecę, wynajął architekta ale ten nie potrafił wymyśleć jak w tym miejscu postawić fortecę. Wybudował więc najpierw mniejszą świątynię tam nocował przez 3 dni i we śnie Guru Padma Sambawa pokazał mu fortecę w raju i po przebudzeniu wiedział już jaką zbudować świątynię. Dlatego forteca w Punace jest najpiękniejszą świątynią w Bhutanie. Dookoła Fortecy rosną jakarandy które wiosną okrywają się fioletowymi kwiatami.
Zajechaliśmy na parking, nasz przewodnik przewiesił sobie białą szarfę i ruszyliśmy przez most do Fortecy. Po drodze nasz przewodnik spotkał swojego kolegę z klasy obecnie gwardzistę pilnującego świątyni – bardzo sympatyczny miłośnik filmów Mela Gibsona. Po lewej stronie mała świątynia gdzie architektowi we śnie ukazała si przyszła forteca – tam nie ma dla turystów wejścia. Po prawej tronie wysokie schody podzielone na 3 części dla 3 władców tego regionu – wchodzimy środkową częścią. Pilnującym gwardzistom pokazujemy nasze torby bez parasoli broni papierosów – przechodzimy na pierwszy dziedziniec który kiedyś służył dla koni którymi przybywano do fortecy, teraz postawiono tam stupę i rośnie święte drzewo, w licznych pomieszczeniach znajdują się biura urzędników.
Przechodzimy na drugi dziedziniec – tam odbywają się występy – tańce czam podczas buddyjskich świąt. Przyjeżdżają na to święto które odbywa się w lutym albo marcu Bhutańczycy z całego kraju i naturalnie turyści. Istnieje piękna legenda związana z tym świętem zwana legendą o Romeo i Julii – otóż dawno temu młoda kobieta z Punakha poznała młodego mężczyznę z południa kraju – zakochali się w sobie ale po zakończeniu świąt mężczyzna musiał wracać do swojej wioski – obiecał że wróci do ukochanej. Jednak rodzice dziewczyny postanowili wydać ja za mąż za oficera z fortecy. Zrozpaczona dziewczyna poszła nad rzekę myśląc jak powiadomić ukochanego żeby szybko do niej przyjechał, nad rzeką spotkała wędrowca i przekazała mu wiadomość dla ukochanego. Zbliżał się dzień ślubu a ukochany nie przyjeżdżał. Nie chcąc wychodzić za mąż za innego dziewczyna zabiła się. Pogrążona w smutku rodzina przygotowała stos kremacyjny –wtedy z południa przyjechał ukochany dziewczyny i widząc swoją niedoszła żonę na stosie rzucił się w płomienie żeby być z nią razem po śmierci.
Dzugi dziedziniec zamyka świątynia do której również nie mamy wejścia, przechodzimy bocznym krużgankiem na trzeci dziedziniec – naszym oczom ukazują się bogato zdobione świątynie – jedna strzeżona przez gwardzistę – najświętsza świątynia w Bhutanie- tam znajduje się relikwia przywieziona przez Sabdrunga z Tybetu gdy nawiedzony we śnie przez Makala uciekł do Bhutanu. Ta relikwia to kość świętego lamy z Tybetu. W tej świątyni medytował przed śmiercią i umarł Sabdrung –zjednoczyciel Bhutanu, mnisi obawiając się walk możnowładców o władzę przez 50 lat ukrywali śmierć Sabdrunga. Jego prochy spoczywają w stupie w tej świątyni. Tam po koronacji król składa przysięgę że będzie prawym i dobrym władcą. Niestety ta świątynia jest niedostępna dla turystów.
Wchodzimy do drugiej świątyni –również z XVII wieku, na ścianie wejściowej namalowane wspaniałe mandale – kosmogonia ukazująca jak wszystko kręci się wokół ziemi, druga ukazująca stworzenie świata przez boga który skonsolidował siłę wiatru i wody, w centrum widoczna jest góra Meru i jej cztery oblicza – szmaragd, kryształ, złoto i rubin. Wchodzimy do środka. Pięknie zdobione 42 kolumny podtrzymują dach, ściany wymalowane różnymi scenami, w szafach liczne postacie buddy, wiszą thangki i kolorowe materiały, na podłodze stoliki i miejsca do siedzenia dla mnichów, trony dla mistrzów i tron przed ołtarzem dla króla i głównego lamy. W ołtarzu znane nam figury Buddy, Guru Padma Sambawy i Sabdrunga. W bocznych ołtarzach Makala i Makali – postać kobieca z ludzką skórą na szyi.
Jak głosi legenda Makali miała męża króla wojny, który zabijał wielu ludzi- obiecała Awalikiteśwarze że nawróci męża na buddyzm a jak tego nie zrobi zabije swoje dziecko. Bardzo się starała nawrócić męża na buddyzm ale jej się to nie udało i zabiła swoje dziecko, została zamknięta w więzieniu ale Awalokiteśwara uwolniła ją wiedząc że spełniła tylko swoją obietnicę. Od tego czasu Makali przedstawiana jest z ludzką skórą na szyi. Wychodzimy ze świątyni – w świątyniach nie wolno fotografować.
Powoli opuszczamy fortecę faktycznie chyba najpiękniejszą. Odprowadza nas kolega naszego przewodnika – bardzo sympatyczny gwardzista. Teraz jedziemy zobaczyć nepalską stupę. Na terenie szkoły technicznej stoi świątynia i piękna biała stupa z oczami buddy – obchodzimy ją zgodnie z wskazówkami zegara kręcąc młynkami znajdującymi się w murze wokół stupy. Okazuje się że do stupy można wejść przez niski korytarzyk – wewnątrz wita nas mnich – tam kiedyś dawno temu była mała świątynia – teraz nabudowano nad nią stupę. Na ścianach widnieją stare malowidła – bardzo zniszczone, stoją dwie kolumny dawno temu przeniesione tutaj z fortecy podczas jaj przebudowy a w ołtarzu znajduje się 900 letnia figura Guru Padma Sambawy. Niesamowite magiczne miejsca.
Teraz po zwiedzaniu czas na lunch – restauracja „poganiaczy jaków” ale bez mięsa z jaka, natomiast z pięknym widokiem na rzekę i żelazny most przez który oprócz samochodów i ludzi na drugą stronę rzeki przechodzą krowy. Na lunch wołowina w warzywach, kurczak w warzywach, kapusta, zapiekana w cieście cukinia- najbardziej nam smakowała – nawet dostałyśmy dokładkę, ryż i chlebek nan a na deser dostałyśmy miejscowe owoce – rodzaj jagody ale zrywanej z drzewa wielkości winogrona tylko ze z jedna dużą miękką pestką wewnątrz. Pestka jest niejadalna ale po przegryzieniu wygląda jak pistacja więc zapytałyśmy się kelnera czy pestki też się je co wzbudziło dużo radości wśród obsługi.
Po lunchu czas na zobaczenie miasta – praktycznie jedna ulica aż trudno sobie wyobrazić że to miasto było kiedyś stolicą. Domy ze sklepami na dole a w sklepach tylko najpotrzebniejsze rzeczy – wszystko razem – jedzenie , kosmetyki, buty z ubraniami, drobny sprzęt elektryczny potrzebny w gospodarstwie itp.
Szybko zakończyłyśmy zwiedzanie miasta – zrobiłyśmy zdjęcie dziewczynkom które dzielnie nam pozowały – poczęstowałyśmy je cukierkami, ruszyłyśmy zobaczyć rzekę – woda bardzo zimna, zanurzyłyśmy nogi przechodząc na mieliznowatą wysepkę. Wracamy do hotelu – świeci słońce, zrobiła się piękna pogoda. Z balkonu zachwycamy się widokiem zakola rzeki, zielonymi polami ryżowymi – odpoczywamy. Kolacja od 18.00 – 20.30.